8.25.2014

Sezon 2, rozdział 11







„Nie idź za mną, bo nie umiem prowadzić.
Nie idź przede mną, bo mogę za tobą nie nadążyć.
Idź po prostu obok mnie i bądź moim przyjacielem”





Szła chodnikiem nie zwracając na nikogo uwagi. Ubrana była na czarno, co bardzo mijało się z jej wcześniejszymi ubraniami. W torebce przewieszonej przez ramię znajdowało się kilka paczek chusteczek, jedną z nich trzymała w dłoni, nie mogąc wytrzymać tej sytuacji. Jedna łza spłynęła po jej policzku jednak nie pozwoliła na więcej. Ludzie mijali smutną kobietę chcąc podejść lecz nie mieli odwagi, aby to zrobić.


Przeszła przez bramę i znów poczuła uczucie, którego za wszelką cenę chciała się pozbyć. Ukłucie w sercu nasilało się z każdym kolejnym krokiem. Czy tak miało być już zawsze? Niewyobrażalny ból dopadał ją codziennie. Nie chciała tego. Pragnęła być w domu, wśród bliskich jej osób, które kochała. Teraz było to niemożliwe. Brakowało jej pewnej osoby…


Podobno po śmierci dziecka to matki cierpią najbardziej. Po części była to prawda. Przecież to matka nosiła je w łonie przez długie 9 miesięcy w oczekiwaniu na jego przyjście. To ona je rodziła, męcząc się przy tym. To ona je wychowała, broniła przed złem, chroniła, robiła wszystko, aby dziecku nic nie brakowało. Patrzyła jak dorasta, stawia pierwsze kroki, mówi pierwsze słowa, rozwija się. Była szczęśliwą matką, jednak los chciał inaczej. Odebrał ją, jej, rodzinie i przyjaciołom. Tak naprawdę Rose była jeszcze młodą dziewczyną, więc dlaczego odeszła…?


Wnioskując z poprzedniego akapitu to matka odgrywa najważniejszą rolę w życiu dziecka, jednak po części ojciec jest również potrzebny. Rose go potrzebowała. Jeszcze przed wpadnięciem w nałóg był prawie że cudownym ojcem. Pomagał córce, choć i czasem coś mu nie wychodziło. Spędzał z nią czas, na placu zabaw, Rose uwielbiała huśtawki więc często prosiła tatę żeby ją pobujał. Nawet godzina na podwórku z nim była dla niej ważna jak i dla niego. Lecz przede wszystkim kochał ją, nie chciał opuszczać. Mówił do niej pieszczotliwie, przytulał. Ona czuła się wtedy kochana. Ojciec Rose nie był takim draniem od początku. Problemy w pracy, stres wywołały, że coraz częściej sięgał po alkohol. Wtedy zaczęło się to wszystko. Upokorzenia, przemoc, życie w strachu. Na rodzinie wyładowywał emocje, ale dlaczego właśnie na nich. On sam tego nie rozumiał.


Kobieta usiadła na ławeczce, a torebkę położyła na kolanach. Spojrzała na jej uśmiechniętą twarz. Dlaczego takie chwile mijają najszybciej? Dlaczego odbierają nam radość? Samotna łza spłynęła po jej  twarzy, a za nią kolejne.


-Córeczko- załkała dotykając kamiennej płyty- Tęsknię za tobą.. Odeszłaś, a mi tak bardzo cie brakuje, znaczy nam.. Pewnie o tym nie wiesz, ale twój ojciec.. on… on się zmienił kochanie. Nie pije, a przynajmniej stara się to ograniczać. Powinnaś być była z niego dumna. Nie pozwoliłam mu jeszcze wrócić do domu, nie teraz, ale… może kiedyś?- pociągnęła nosem i sięgnęła po chusteczkę- Pamiętam jak mówiłaś, że chcesz, żeby twój tata znowu cie kochał… ale on nadal cie kocha, nie przestał, wiesz córeczko? Ja też cie kocham, i Dereka, obojga. Jesteście najlepszym co przytrafiło mi się w życiu. Tak bardzo chciałabym cie przeprosić za wszystkie nasz kłótnie, sprzeczki. Niektóre z nich to błahostki i nie powinnyśmy się tak zachowywać. Nie powinnyśmy… Ale godziłyśmy się, prawda? Brakuje nam ciebie. Blanca dzwoniła dzisiaj do nas, pytała się czy nie przyszłabyś się do niej pobawić. Znowu poczułam ten ból, bo wiedziałam, że cie nie ma i, że tam nie pójdziesz. Oh, to takie trudne. Twój pokój wciąż stoi pusty, a ja i tak wołam cie na śniadanie z nadzieją, że przyjdziesz. Ale nie przychodzisz. Wtedy przypominam sobie, że nigdy już nie przyjdziesz. Miałaś jeszcze przed sobą całe życie. A jednak doświadczyłaś go nieco wcześniej w dość brutalny sposób. Spotkało cie dużo złego, a ja? Nie uchroniłam cie przed nim. Nawet nie zauważyłam, że coś się dzieje. Jestem okropną matką, które nie przejmuje się własnym dzieckiem. Chciałabym to wszystko odkręcić, gdyby można było cofnąć czas na pewno bym to zrobiła i ci pomogła. Kto daje cierpieć własnemu dziecku?- chusteczką starła rozmazany makijaż tym samym pogarszając sprawę. Wiedziała, że nie powinna się malować, zwłaszcza, że szła akurat tutaj, ale… no właśnie „ale”- Zawsze pozostaniesz w moim sercu i zawsze będzie tam dla ciebie miejsce. Nawet nie zdajesz sobie sprawy jak bardzo cie kocham – westchnęła- Niedługo cie odwiedzę i znowu porozmawiamy- lekko się uśmiechnęła i wstała z ławki, odeszła.


Rose wysiadła z pociągu i czekała na Paula. Miał ją odprowadzić do domu. Gdy jej to zaproponował od razu się zgodziła wiedząc, że i tak nie będzie miała nic to robienia. Minęli dziwną kobietę za ladą, która na ich widok zaczęła się śmiać i robić dziwne miny. Rose przyśpieszyła kroku, aby jak najszybciej znaleźć się poza tym terenem. Odetchnęła z ulgą gdy znaleźli się na świeżym powietrzu. Uśmiechnęła się do przyjaciela i szli dalej. Paul próbował rozładować złą atmosferę, opowiadając kawały, które usłyszał od innych aniołów. Skutecznie. Dziewczynie poprawił się humor.


W końcu dotarli do domu Rose. Pożegnała się z nim dość niechętnie gdyż chciała z nim spędzić jeszcze trochę czasu. Pomachała mu i zniknęła w głębi domu. Pocałowała babcię w policzek i zaczęła opowiadać jej o wizycie na ziemi…


Paul jeszcze przez chwilę stał przy jej domu lecz i na niego przyszedł czas. Ruszył w drogę powrotną. W niebie mieszkał razem z jego wujkiem, którego bardzo lubił, jeszcze za czasów gdy obaj żyli. Charles, bo tak miał na imię zginął w pożarze własnego domu. Nic nie dało się uratować włącznie z bardzo cennymi rzeczami. Spaliły się wszystkie pamiątki, a z nimi także Charles.  Ale przynajmniej Paul nie czuł się samotny będąc tutaj. Dzięki wujkowi poznał okolicę i ludzi. Był bardzo dobrym człowiekiem.


Paul przenikając przez drzwi wszedł do domu. Usiadł na kanapie przed telewizorem, rozglądając się po pomieszczeniu w celu znalezienia wujka. Po kilku minutach poszukiwany wychylił się za drzwi kuchni.


-O już jesteś- powiedział- Jak ci minął dzień?


-Najlepszy ze wszystkich. Odwiedziłem rodziców i takie tam.- odpowiedział chłopak.


-Była tu rada aniołów. Szukała ciebie. Co znowu zrobiłeś?- spytał podejrzliwie.


-Nic nie zrobiłem!


-Za chwilę tu będą, wysłali wiadomość. Jestem bardzo ciekawy czego od ciebie chcą skoro nic nie zrobiłeś.


Chłopak westchnął i wstał z mebla. Zastanawiał się w jakiej sprawie ma tu przybyć rada aniołów. Przecież (jak na razie) nic nie zrobił więc czego chcieli?


W pewnym momencie usłyszał dzwonek i jak na zawołanie w salonie pojawili się przedstawiciele radyw której skład wchodził  Andrew i Florence. W dłoniach trzymali dużej wielkości teczki, a na ich twarzach gościły uśmiechy.


-Paul Carter?- spytał mężczyzna.


-Tak to.. ja- przełknął ślinę, był zdenerwowany.


-Pewnie nie wiesz, ale w tym mieście co roku odbywa się losowanie. A tu nasuwa się pytanie, losowanie, ale czego?  Co roku wybieramy przybyłego tu anioła i wysyłamy go z powrotem na ziemię w ciele innej osoby by mógł żyć tam dalej. Czyli coś w rodzaju drugiej szansy. W tym roku wybór padł na ciebie. Tu są szczegóły i informacje na ten temat. Masz czas do jutra na podjęcie decyzji, krótki czas, lecz my, jako rada aniołów musimy działać szybko. Obyś dobrze zdecydował. Do zobaczenia jutro.-  znów szeroko się uśmiechnął, a potem on i Florence zniknęli.


-A jednak nic nie zrobiłem- powiedział dumny, ale potem zdał sobie sprawę z powagi sytuacji.



.................................
No i jak? Możliwy? Lubicie Paul'a? Do następnego ;*



4 komentarze:

  1. Lubię Paul-a, ale lepiej by było, gdyby to nasza Rose dostała tą szansę i powróciła na ziemię. ;c
    Rozdział fajny czekam na następny ; ))

    OdpowiedzUsuń
  2. Podpisuję sie pod komentarzami wyżej ;3
    Rozdział cudowny! *_*
    Next !
    Miło by bylo gdybyś czasem wpadła do mnie ;)
    http://still-the-one-ff.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń

Dla ciebie to chwila, a dla mnie podziękowanie za dobrze wykonaną pracę ♥

Obserwatorzy

Layout by Yassmine